Szukaj na tym blogu

sobota, 2 września 2017

Kashihara i okolica

Zaczął się wrzesień, temperatura trochę spadła, chociaż dwa pierwsze tygodnie były gorące. Postanowiliśmy skupić się na zwiedzaniu Kashihara i okolicy a także spędzić więcej czasu z mamasan. Któregoś dnia wstaliśmy o 4.00 rano, bo umówiliśmy się z nią na ćwiczenia. Okazało się, iż Esaú źle ją zrozumiał i czekaliśmy w innym miejscu. Szukaliśmy jej w parku i tuż przy wejściu natknęliśmy się na starszą kobietę, którą Esaú zapytał o drogę na górę Unebi, bo tam mieliśmy iść z mamasan. Nagle z daleka zobaczyliśmy mamasan, okazało się, że ta kobieta to jej koleżanka, z którą codziennie wchodzi na tę górę. Przyszli też dwaj koledzy i całą grupą poszliśmy spacerkiem na Unebi. Ruch po drodze był dosyć spory, a na górze zebrało się już sporo emerytów. Włączyli radio i przy audycji z ćwiczeniami powtarzaliśmy za nimi ruchy. 

Za naszym domem znajdowały się ruiny świątyni, dookoła rosły hiacynty wodne i lotosy. Ludzie przyjeżdżali tu specjalnie, żeby je zobaczyć.

  Góra Unebi, na którą mamasan codziennie wchodzi.



Hiacynty wodne 




Piękne lotosy






Podczas spacerów po okolicy odkryliśmy działki uprawne, przypominały nasze polskie działki. Często obok były małe stoiska z zapakowanymi warzywami i owocami i ze  skrzynką, gdzie wrzucało się pieniądze. Ceny były niskie a produkty świeże. 

Moje zaineresowanie wzbudził krzew kiwi.



Obiad u Mamasan; soba i papryka nadziewana mięsem mielonym.







Pojechaliśmy z mamasan rowerami do pobliskiej  wioski Imaicho z okresu Edo. Kręcą tu seriale historyczne,  jest to doskonała sceneria, bo nie ma tu słupów z kablami instalacji elektrycznej. 







8 września 2017
















Jedna z dzielnic miasta









 
Często spacerowaliśmy w pobliskim parku.






Podczas gdy ja rysowałam, Esaú praktykował japoński rozmawiając z napotkanym tubylcem, który okazał się bardzo miły. Przedstawił się jako Hide-san i rozmawiał trochę po angielsku.



Hide-san zaprosił nas do swojego domu na kolację, co jest rzadko spotykane w Japonii. Poznaliśmy jego żonę Asagi- san, córkę Tsugumi, mamę, siostrę oraz szwagra. Przygotowali pyszne jedzenie, moje ulubione sashimi (kawałki surowej ryby), biały ryż, warzywa, pudding z jajek. To wszystko w towarzystwie sake i likieru śliwkowego domowej roboty. Hiroko powiedziała, że kobiety nie nalewają sobie same piwa do szklanki, inaczej są postrzegane jako "lubiące wypić", więc czekałam aż Hide-san napełni moją szklankę. Esaú przygotował tortillę ziemniaczaną , która wszystkim bardzo smakowała. Asagi-san okazała się inteligentną i miłą kobietą, wypytała mnie (przy pomocy słownika), gdzie mieszkamy, skąd pochodzę, szczególnie zaineresowało ją polskie jedzenie. 


Okazało się, iż jej marzeniem jest podróż do Barcelony, żeby zobaczyć Sagrada Familia. Od razu przyszedł mi do głowy pomysł, żeby podarować im mój obraz z tą bazyliką, niezły zbieg okoliczności; namalowalam ją specjalnie z myślą, żeby zostawić to dzieło w Japonii. 




Umówiliśmy się, że w piątek pojedziemy z nimi do shintoistycznej świątyni w pobliskiej wiosce Miminashi, żeby zobyczyć ceremonię walk sumo, w których uczestniczą chłopcy. Najpierw odbyły się modły w świątyni o dobre plony, później składanie ofiar w postaci ryżu, owoców, warzyw i sake a na końcu walki sumo. Asagi-san wyjaśniła nam, że to taka forma modlitwy czy ofiary mająca  na celu zapewnienie chłopcom zdrowia, ciekawe, że to "zapewnienie zdrowia" nie dotyczyło dziewczynek. Asagi-san powiedziała, że jeszcze do niedawna kobiety były uważane za drugorzędne. 



























Na drugi dzień czekaliśmy na zapowiedziany tajfun, który dotarł w nocy. Strasznie padało a wiatr był tak silny, iż bałam się, że dach nam zerwie. Nasze rowery się poprzewracały na parkingu. Hiroko nas uprzedziła, powiedziała też, że każdy dostaje (na komórkę) zawiadomienie o zbliżającym się tajfunie czy trzęsieniu ziemi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz