Pojechaliśmy z mama-san do Nara, bo wyczytała w lokalnej gazecie, że jest tam Centrum Japońskiej Kultury, gdzie prowadzą warsztaty dla obcokrajowców. W pociągu zrobiłam szybki portret mama-san, który później oprawiła sobie w ramkę.
Na miejscu robiliśmy origami, był starszy pan, który rozmawiał po hiszpańsku (ten po prawej stronie), zwiedził Hiszpanię i trochę Polski. Natomiast ten z lewej (pomiędzy mama-san i Kati) uczy japońskiego Polaków.
Na miejscu robiliśmy origami, był starszy pan, który rozmawiał po hiszpańsku (ten po prawej stronie), zwiedził Hiszpanię i trochę Polski. Natomiast ten z lewej (pomiędzy mama-san i Kati) uczy japońskiego Polaków.
Zaraz przy stacji weszliśmy w uliczki pełne restauracji i sklepików z pamiątkami, piękne rzeczy tam mają. Postanowiliśmy spróbować japońskich hamburgerów w Mc Donalds, z sosem teriyaki lub z jajkiem sadzonym.
Uliczki starego miasta
Buddyjska świątynia Gangō-ji z VIII wieku znajduje się na liście UNESCO.
Linią JR pojechaliśmy do stacjii Nishinikyo, nieopodal znajduje się Yakushi-ji - jedna z najsłynniejszych i najstarszych buddyjskich świątyń w kraju. Została dedykowana buddzie Yakushi Nyorai (Budda medycyny). W 973 pożar zniszczył większą część budowli, obecnie jest całkowicie odrestaurowana. Została wpisana na listę UNESCO
Wschodnia wieża jest jedynym zachowanym budynkiem z VIII
Niestety pobliska świątynia Toshodaiji była już zamknięta. Na kolację zjedliśmy zakupione przez mama-san mochi
oraz inne smakołyki, w tym bagietkę nadziewaną pastą z łososia, której nikt, oprócz mnie nie chciał jeść. Hiroko często mówiła: "to jest moja Anka, wszystkiego chce spróbować".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz