W poniedziałek wieczorem pojechaliśmy do Nara, bo Hide-san załatwił nam sporą zniżkę w riokanie, gdzie pracuje. Od rana padał deszcz, więc nie czekaliśmy na autobus, tylko pojechaliśmy tam taksówką. Riokan "Micasa" leży na wzgórzu o tej samej nazwie, otoczony jest lasem i daleko stąd do centrum. Hide-san czekał na nas w recepcji.
Taki oto pokój dostaliśmy.
W tradycjonalnych japońskich domach mają kapcie wyłącznie do WC, do reszty pomieszczeń wchodzi się w innych kapciach. W domu Mama-san też tak było.
Przed wejściem do wanny trzeba się wyszorować pod prysznicem, dlatego tradycjonalne łazienki to prysznic, w którym stoi wanna.

Wypiliśmy zieloną herbatę (nie było kawy) delektując się widokiem na świątynię Todaiji.
Przygotowania do kolacji.
Przynieśli nam kolację i Hide-san wyjaśniał nam kolejność spożywania dań. Dostałiśmy też meni po angielsku z nazwami dań. Główną atrakcją było Shabu-shabu, składające się z bardzo cienko pokrojonego mięsa wołowego, często wagyū (japońska rasa krowy), tofu i warzyw gotowanych w wodzie i maczanych następnie w sosach. Szczególnie smakował nam sos sezamowy. Nazwa potrawy jest onomatopeiczna, pochodzi od dźwięku („chlapu chlapu”) kolejnego zanurzania i mieszania składników w gotującej się wodzie w specjalnym garnku z palnikiem. Spróbowaliśmy też ciepłego sake.
Sensei Hide-san, mistrz ceremonii
Uczta trwała dwie godziny.
Jeden deserów to mus z zielonej herbaty w kawałki bambusa.
Po kolacji Esaú wymoczył się w onsenie (publicznej łaźni).
A to nasze śniadanie, serwowane w specjalnym pokoju. To wszystko było dla dwóch osób. Kuchnia japońska jest pełna kontrastów i bardzo specyficznych smaków. Mi wszystko smakowało a Esaú średnio bo przyzwyczaił się do hiszpańskich śniadań, czyli mało i słodko a tu na odwrót. Był tu węgorz na parze, marynowane warzywa, biały ryż, zupa miso, omlet, gotowane tofu.
Deser, galaretka cytrynowa, coś z anko (pasty z czerwonej fasoli i cukru), reszty nie potrafię określić.
Przyjechał Hide-san z rodziną
zabrali nas na szczyt Mikasa, gdzie pasły się daniele i pełno było ich bobków.
Pojechaliśmy do centrum gdzie zaprowadzili nas do świątyni z lodową przepowiednią. Kupiliśmy kartki, na których pojawiła się napisy podczas kontaktu z lodem.
W parku Nara jak zwakle pełno turystów i danieli.
Tsugumi-chan kupiła specjalne ciastka.
Zwierzątka są zazwyczaj miłe ale często proszą o jedzenie, one są jak kozy, potrafią zjeść nawet paszport.
Buddyjski kompleks świątynny Tōdai-ji jest największą drewnianą budowlą na świecie. Główne wejście prowadzi przez Nandai-mon (wielką bramę południową).
Daibutsu-den – Pawilon Wielkiego Buddy to największy na świecie drewniany budynek, mimo że po rekonstrukcji w 1709 r. został zmniejszony o 1/3. Jego wysokość sięga 48 m, długość 57 m, a szerokość 50 m. Wewnątrz znajduje się główny obiekt kultu szkoły kegon – Daibutsu (Wielki Budda) Birushana (skt. Vairocana). Jest to największy posąg Wajroczany z brązu na świecie; ma 15 m wysokości.
Przecisneliśmy się przed otwór w filarze, który ma rozmiar dziurki w nosie Wielkiego Buddy. Kto tego dokona dozna oświecenia a kolejka była spora.
W poszukiwaniu pizzerni.
Asagi-san chciała nam pokazać jak się przygotowuje matczę (sproszkowana zielona herbata) tradycjonalną metodą.
Każdy z nas wybrał słodycz do ceremonii chakai
Ceremonia parzenia herbaty to rytuał praktykowany od ponad 600 lat. Uważa się, że początki tej ceremonii wywodzą się z buddyzmu zen, a jej celem jest medytacja i refleksja, jako sposób na kultywowanie uważności. Sprowadza się do czterech kluczowych elementów: gości, gospodarza (gospodarzy), przyborów (miseczki i trzepaczki) oraz najwyższej jakości zielonej herbaty.
Pani przyniosąa nam przybory: miseczki (chawan), pojemnik na herbatę (cha-ire), łyżeczki (chashaku), i trzepaczkę (chasen), którą miesza się matczę z gorącą wodą.
Wszystkie przybory muszą leżeć w odpowiednim miejscu a ruchy podczas mieszania herbaty także są określone.
Smacznego, ja osobićcie uwielbiał matczę. W Japonii podają ją zawsze ze słodyczem, aby złagodzić jej gorzki smak, bo tak jak pisałam; tutejsza gastronomia jest pełna kontrastów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz